
|
 |
-Dzień dobry,
proszę pokazać potwierdzenia wniesionych opłat. Czy wpisał pan do
rejestru złowione i zabrane znad wody ryby? - pyta wędkarza Zbigniew
Ciepliński prezes Koła Polskiego Związku Wędkarskiego nr 27 w Klimontowie.
|
Kłusownicy z reguły nie wnoszą opłat za kartę
wędkarską nie uiszczają wpisowego, nie pokrywają składek członkowskich.
Mają w nosie dzienne limity połowów i okresy ochronne. Zalew w Szymanowicach
koło Klimontowa to raj dla wędkarzy, którzy przyjeżdżają tutaj z całego
województwa. Żaden legalny amator wędkowania nie odchodzi stąd z pustym
koszem. Taka sytuacja to niezły kąsek dla kłusowników. Jednak ci, nie
mają żadnych szans. Zbiornik pilnowany jest codziennie, a wędkarze wnikliwie
kontrolowani. Gdyby było inaczej, dziś prawdopodobnie zalew świeciłby
rybimi pustkami.
Dokumenty do kontroli
-Dzień dobry, proszę pokazać czy wpisał pan ryby niesione w siatce
do rejestru połowów? - pyta wędkarza nad zalewem w Szymanowicach Zbigniew
Ciepliński prezes Koła Polskiego Związku Wędkarskiego nr 27 w Klimontowie.
-Niech pan pokaże rejestr - powiedział.
Mężczyzna miał kilka pokaźnych rozmiarów karpi. Nie zanotował ich w rejestrze.
Prezes pełniący też funkcje strażnika rybackiego, wahał się co ma zrobić
z nieuczciwym rybakiem.
Każdy z wędkujących musi złowione ryby i zabierane z łowiska wpisać do
niewielkich rozmiarów formularza. To tzw. rejestr połowów. Na koniec sezonu
trafia do Koła Wędkarskiego. Na tej podstawie wiadomo ile i jakiego gatunku
ryb pozostało w zbiorniku. Informacja ta jest niezbędna, bowiem wskazuje
jak należy powtórnie zarybić zbiornik. Mówiąc prościej - jakich gatunków
nie ma w wodzie i trzeba wpuścić na miejsce wcześniej odłowionych.
Wędkarz okazał skruchę. W obecności strażnika wpisał połów w kwity. Groziła
mu konfiskata zwierząt. Szkoda, bo przecież wysiedział kilka godzin nad
wodą. Prezes zwrócił uwagę nieuczciwemu rybakowi, aby kolejny raz nie
próbował stosować podobnych praktyk. Teraz strażnik na tego osobnika będzie
miał szczególne baczenie.
Zalew w Szymanowicach to niezły kąsek dla kłusowników. W sprzyjających
warunkach ryby same garną się na haczyk. Wystarczy zaledwie kilka godzin,
a połów jest całkiem spory. Aby w Wiśle złowić taką ilość, trzeba się
nieźle nasiedzieć. Szymanowickie wody odwiedza ogromna rzesza wędkarzy.
Rejestracje na samochodach pochodzą spoza powiatu sandomierskiego. Na
połowy przyjeżdżają głównie amatorzy z Ostrowca Świętokrzyskiego, Starachowic,
Skarżyska Kamiennej. Widać też rejestracje spoza naszego województwa,
między innymi z Podkarpacia. Członkowie Koła Wędkarskiego numer 27 z Klimontowa
muszą dosłownie pilnować zalewu.
-Codziennie ktoś z naszego Koła jest nad wodą. W weekendy, kiedy panuje
największy ruch, chodzimy we dwóch. Przez cały dzień okrążamy zalew dwa
razy - mówi prezes. -To wystarczy. W tym czasie prześwietlimy każdego
- dodaje.
Zbiornik nie jest mały, ma 51 hektarów. Ogarnięcie wzrokiem całości akwenu
nie należy do łatwych. Są zakamarki których z daleka nie widać. Trzeba
podejść bliżej, wtedy wiadomo kto tam łowi. Takie "dziuple"
przyciągają nielegalnych wędkarzy. Członkowie koła przyznają, że nie da
się upilnować każdego. Nad wodą obowiązuje zakaz połowu z łódek, kajaków
pontonów. Jeśli ktoś zastosuje taką technikę, to widać go od razu i wiadomo,
że łamie panujące tu zasady. Na kłusowników uczuleni są sami wędkarze.
Kiedy wypatrzą coś niepokojącego, sami interweniują albo powiadamiają
telefonicznie członków Koła. Wędkarze, którzy zapłacili sowite opłaty
nie godzą się aby ktoś "na lewo" korzystał z łowiska.
Na sieci nie połowią
Łowienie ryb za pomocą sieci w Szymanowicach jest zabronione. Takiego
osobnika również widać z daleka. Jeśli stosowane są takie praktyki to
z góry wiadomo, że są nielegalne. Człowiek łapiący w sieci jest kłusownikiem.
Wędkowanie na akwenie w porze nocnej też jest zabronione. -W nocy zdarza
się nam być równie często jak w dzień. Skoro po zmierzchu łowić nie wolno,
a ktoś stoi nad brzegiem z wędką to wiemy, że robi wbrew naszemu prawu
- opowiada Zbigniew Ciepliński z Koła PZW nr 27 w Klimontowie.
Kłusownicy nad zalewem w Szymanowicach, który jest zbiornikiem zamkniętym,
a legalne łowienie odbywa się po wniesieniu opłat, nie maja lekkiego życia.
Członkowie podkreślają, że od czasu do czasu ktoś łowi nielegalnie, ale
nie jest to nagminne, -Jesteśmy w stanie skontrolować każdego. Wszyscy
wędkujący nad wodą są przez nas kontrolowani. Pytamy o rejestry, potwierdzenia
opłat - mówią ludzie z Koła.
Żeby przyjechać na ryby do Szymanowic, nie trzeba od razu kupować rocznego
abonamentu. Można uiścić opłatę tzw. dzienną. Wynosi 20 złotych, a dla
młodzieży do lat szesnastu połowę stawki tj. 10. Najlepiej jednak zaopatrzyć
się w opłatę sezonową. Kosztuje sto złotych, dla młodzieży 60. Członkowie
zapewniają, że pozyskane w ten sposób fundusze idą na pokrycie kosztów
utrzymania zbiornika i zakup ryb. Według informacji podanych na stronie
internetowej klimontowskiego Koła w 2006 roku do akwenu trafiło prawie
półtorej tony karpia, 300 kilogramów karasia złocistego i 600 kilogramów
szczupaka oraz pół tony tzw. mieszanki: karasi, linów, płoci, okoni. W
tym roku wprowadzono zakaz zabierania z łowiska karasia złocistego.
Wędkowanie nad zalewem w Szymanowicach odbywa się na zasadach dość restrykcyjnego
regulaminu. Wszystko po to, aby chronić niektóre gatunki ryb przed zbyt
szybkim odłowieniem. Kto z góry zakłada, że ma w nosie regulamin i będzie
łowił według własnych zasad, lepiej niech do Szymanowic nie przyjeżdża.
Spotkanie ze Strażą Rybacką nie należy do przyjemnych. Kłusownikom, obecności
nad akwenem również nie polecamy. Kto chce łowić zgodnie z panującymi
tu zasadami jest mile widziany.
|